poniedziałek, 15 lipca 2013

Wydaje mi się, że jestem szczęśliwa. Co jest dziwne, bo przed chwilą dużo mi do szczęścia brakowało, no ale... Mam coś na co w ogóle nie zasłużyłam. Coś co znaczy dla mnie więcej niż cokolwiek innego. I jestem z tego powodu bardzo, ale to bardzo szczęśliwa. Nie jest zawsze kolorowo. Ba, prawie nigdy ;) no ale mimo to jest cudownie. Najlepiej. Najwspanialej. Co z tego, że prawdopodobnie nie mam szans na wymarzone studia? Wymyśliłam już nowy plan na życie. Przez co na mojej liście rzeczy do zrobienia przed 40 pojawiły się zamiast odchaczeń skreślenia, ale mówi się trudno. Na tym się świat nie kończy. Może właśnie się zacznie. Może właśnie taka droga powinna była się przed mną otworzyć. Może będę nudną księgową, a może będzie zupełnie inaczej. Pożyjemy zobaczymy. Póki co, aż dziwnie mi że to piszę, jestem zadowolona z tego co jest. Coś takiego dawno nie miało miejsca. Może pewne uczucia namieszały mi w pustej głowie, może to coś innego. Tak czy siak. Do zobaczenia przy następnej potrzeby podzielenia się z kimś moimi śmiesznymi przemyśleniamia itp.

czwartek, 27 czerwca 2013

bla bla bla.

Był kryzys, chyba jest nadal, a ja się tu nie pojawiłam. Aż dziw bierze. Aktualnie jestem jednym, wielkim strzępkiem nerwów. Jutro wyniki matur, a ja tak naprawdę nie wiem co chcę ze sobą zrobić. Prawo, a może lewo? Nie mam bladego pojęcia czy to jest coś co da mi szansę na późniejszą realizację marzeń. No bo niestety tak to już jest. Najpierw hajs się musi zgadzać, a dopiero potem można robić to co się kocha. W moim przypadku byłoby to posiadanie własnego pensjonatu, baru albo antykwariatu. Jednak żeby to się spełniło muszę być najpierw dzielną panią prawnik. Ale czy jest sens? Czy to jest na pewno to? W sumie nie wiem czy to ma dla mnie jakieś znaczenie. Chcę dojść do swojego celu. Chcę być szczęśliwa. ŁAŁ. Nie wierzę, że to napisałam. Chcę w końcu zrobić dla siebie coś dobrego. Coś co nie spowoduje kolejnego załamania, a raczej pozwoli wyjść na prostą i pozbierać się do kupy. Coś co udowodni wszystkim, ale chyba przede wszystkim mnie samej że jestem czegoś warta. Czegoś więcej niż zrównania z błotem przez wszystkich ludzi, którzy kiedyś coś dla mnie znaczyli i takich, którzy ledwo mnie znają. Ostatnie miesiące nauczyły mnie, że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" jest chyba najsłuszniejszym i najprawdziwszym porzekadłem na świecie. Z tego miejsca, chociaż wiem że żadne z Was tego pewnie nie przeczyta, chciałabym Wam podziękować, że byliście i wierzyliście we mnie kiedy ja zabijałam samą siebie, powoli, od środka.